Dawny, znaleziony gdzieś na strychu zimowy post. Może jeszcze się nada.
Spojrzałam i zobaczyłam, że aktualności już dawno wyblakły i zwiędły. Należy więc
wstawić nowe gałązki do wazonu. Niech będzie to łodyżka jemioły. Troszkę tej
złoconej i odrobinkę zielonej. Po równo, każdej tylko szczyptę. Wiązkę rozmaitych
iglastych gałązek, moc czerwonego głogu na urozmaicenie i dodanie kolorytu.
Przydałoby się wszystko sprószyć śniegiem bądź mrozem, albo wszystkim po trochu.
Tak jednak, by zachowało trochę barwy. Może kilka pustych, bezlistnych konarów.
Nie za dużo jednak, by nie zagłuszyć czystej, śnieżnobiałej radości melancholią.
Może jeszcze jedna jedyna,maleńka, zagubiona bombka. Blado - fioletowa.
Do tego na około sporo chłodnej - lecz nie za bardzo lodowej - warstwy białego puchu.
Łagodna lampka dająca przytulne światło przy ciepłym fotelu. Można lekko się
w niego zapaść, przykryć się puchatym kocem po uszy, popijać ogrzewające kakao
z mleczną pianką, zamknąć oczy i delektować się subtelną i niezrozumiałą
z zewnątrz magią spokojnego wieczoru. Mrok otula szczelnie, bezpiecznie.
Nie czuje się odgoniony światłem.
Wie, że nie jest intruzem.
Że idealnie dopełnia ten moment.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Z góry dziękuję za uwagi :)