środa, 28 czerwca 2017

O szyby deszcz dzwoni



W powodzi zszarzałych kolorów, w jednostajnych, monotonnych strugach deszczu z wartkim prądem dość szybko płynie kolorowy parasol w szmaragdowe arabeski. Jego ozdobną, rzeźbioną rączką trzyma pomarszczona kobieca dłoń. Stopy w pantofelkach-dalej suchych lawirują pomiędzy młodymi strumykami pokrywającymi dróżkę. Wiatr wybija deszczem na parasolu delikatną kołysankę. W zatokach kałuż to pojawiają się, to znikają mydlane bańki. Alejka opustoszała, w taką pogodę nikt nie zapuszcza się na zewnątrz. Wydawała się opuszczona. Tymczasem parasol w perski wzorek zatrzymał się przy obrośniętej mchem i porostem niziutkiej furtce. Za zielony płot opadają ciężkie od purpurowych kwiatów pędy róży. Zamek cichutko zaskrzypiał i bramka otworzyła się ukazując malutki, niski domek kryty zarośniętym gdzieniegdzie trawą polną gontem. Z murowanego brązową cegłą komina ulatywał wesoły pióropusz dymu. Do drzwi prowadziła wąska, żwirowa ścieżka wijąca się pośród zmokniętych tulipanów, teraz pokryta drobnymi jeziorkami. Nad kamiennym portalem osadzono kolorowy, okrągły witrażyk. Tuż przed wejściem drobna dłoń i strzepnęła z niego wspomnienie deszczu. Przekroczyła próg i przywołała do siebie płochy płomyczek, by rozświetlić nieco skąpane w głębokim cieniu wnętrze. Świecił jej, kiedy rozkładała płaszcz i parasol przy palenisku i kiedy przygotowywała dla niego kilka polan sosnowego drewna. Zaskwierczał radośnie przytknięty do suchych szczap. Zaraz w izbie zrobiło się jaśniej, cieplej i przytulniej. Tymczasem właścicielka parasola krzątała się po kuchni. Wyjęła z szafki brzuchaty kubek z błyszczącej, wypalonej gliny ze zgrabnym uszkiem i nalała do niego wody z wielkiego dzbana naszykowanego specjalnie na takie okazje. Równocześnie pstryknęła palcami drugiej ręki i z najwyższej półki poszybowała w jej stronę puszka z herbatą. Złapała ją i podeszła do ognia z kubkiem z wodą w prawej, pojemniczkiem na esencje liści herbacianych w lewej ręce. Postawiła naczynko w powietrzu na palenisku, tuż nad ogniskiem i przysunęła okrągłego pufa plecionego grubym sznurem w perskie wzory, a kiedy woda zaczęła wrzeć wsypała do niej garstkę wiórków i usiadła kładąc sobie pudełeczko u stóp. Zaraz po pomieszczeniu rozeszła się woń suszonych malin. Deszcz w duecie z wiatrem przygrywał senną kołysankę. Staruszka podwinęła nogi pod siebie i zaciągnęła się słodkim zapachem płynącym z naparu. Lekko zgarbiona i wpatrzona w ogień zanurzyła się po uszy w snute w myślach opowieści. A płomień, szczęśliwy, mruczał jej w takt.






*Tytuł to cytat z wiersza Leopolda Staffa pt "Deszcz Jesienny".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Z góry dziękuję za uwagi :)

O, ironio!

Ostatnio z przyjaciółką przekazujemy sobie sekretne teksty - jeden tekst na osobę, czyli ogółem dwa teksty na temat. Zaczęłyśmy od "opi...